Czekam co roku na lato nie tylko z powodu pogody, ale też oczywiście po to, żeby móc bezkarnie najeść się owoców w ludzkich cenach, o wyjątkowym smaku, który powstaje wyłącznie w owocach długo dojrzewających na słońcu. Niestety to wszystko jest mocno uzależnione od pogody, w zeszłym roku w okresie kwitnienia drzew owocowych przyszedł przymrozek i kwiaty nie przeżyły.
Przyroda
jednak ma swoje cykle i potrafi sobie 'odkuć'. W tym roku, mimo suszy,
śliwki obrodziły tak bardzo, że gałęzie się łamały pod ciężarem owoców.
Nam udało się ochronić większość gałęzi za pomocą podpórek, ale
widziałam wiele połamanych drzew.
Nie spodziewałam się takich ilości, zwłaszcza, że ostatnio nie widać za bardzo pszczół.
Śliwki
pięknie dojrzewały na drzewie, tymczasem niestety czereśnia nie
przeżyła, mimo starań przegrała ze mszycą i trzeba było ją obciąć.
Udało mi się zjeść kilka owoców, ale zanim wszystkie stały się słodkie, zjadły je mszyce.
Gdy owoce dojrzały, trzeba było je szybko zebrać, żeby nie spadły na
ziemię. Poprosiłam o pomoc dwie koleżanki i razem zebrałyśmy może połowę
śliwek i już miałam pełne dwie duże torby zakupowe, te wielorazowe,
wzmocnione. Gdy zbierałyśmy, gałęzie wolne od owoców, zaczęły się
wyraźnie unosić na naszych oczach.
Nie
miałam przy sobie drabiny, żeby zająć się wyższymi gałęziami, ale
chciałam się dobrać jeszcze do jednej, z tyłu drzewa. Stanęłam przy
niej, koło stopy miałam krzak iglasty, myślałam, że to on mnie kłuje w
stopę. Po chwili kłucie stało się dziwnie silne i zobaczyłam, że biegają
po mnie mrówki. Poparzyły mnie okropnie, kolejne dwa tygodnie
smarowałam się maścią łagodzącą ukąszenia. Tak to jest jak się nie lubi
okularów, a się jest krótkowidzem, czasem coś się widzi dopiero, jak się
to poczuje.
W
domu czekało mnie zadanie wypestkowania i przerobienia śliwek, zajęło
mi to trzy dni. Co ciekawe, ani jedna nie była robaczywa, a nie
stosowaliśmy żadnych oprysków.
Włożyłam śliwki do dużego garnka, dodałam cukru, dałam odrobinę wody na dno i podpaliłam gaz. Za każdym razem wyszły mi inaczej, za pierwszym wygotowałam je mocniej, więc miały ciemniejszy kolor i były słodsze, za drugim razem zachowały czerwony odcień. Niestety robiąc kilka rzeczy na raz mieszałam jeden gar za rzadko i cukier przypalił się do dna. Wyszorowanie garnka zajęło mi z kolei 4 dni, nic nie pomagało.
Na tym etapie śliwki były przepyszne, puściły już sok, wymieszały się z cukrem i musiałam się mocno powstrzymywać, żeby nie sprawdzić każdej z nich, czy smaczna.
To
zadziwiające za każdym razem jak mało zostaje z owoców po wygotowaniu.
Gdy już zredukowałam śliwki do stanu odpowiedniego do przełożenia do
słoików, dodałam do nich esencji waniliowej, kardamonu i cynamonu. Nie
dodawałam soku z cytryny, bo śliwki były wystarczająco kwaśne.Włożyłam śliwki do dużego garnka, dodałam cukru, dałam odrobinę wody na dno i podpaliłam gaz. Za każdym razem wyszły mi inaczej, za pierwszym wygotowałam je mocniej, więc miały ciemniejszy kolor i były słodsze, za drugim razem zachowały czerwony odcień. Niestety robiąc kilka rzeczy na raz mieszałam jeden gar za rzadko i cukier przypalił się do dna. Wyszorowanie garnka zajęło mi z kolei 4 dni, nic nie pomagało.
Na tym etapie śliwki były przepyszne, puściły już sok, wymieszały się z cukrem i musiałam się mocno powstrzymywać, żeby nie sprawdzić każdej z nich, czy smaczna.
Przełożyłam śliwki do słoików, wypasteryzowałam i zawinęłam w koc do wystygnięcia.
Część śliwek w połówkach zalałam syropem z przyprawami. Z innej części zrobiłam chutney. Wysmażyłam cebulę porządnie na maśle, dodałam do śliwek z cukrem, solą, mielonym goździkiem, pieprzem, papryką, imbirem i octem jabłkowym. Dodawałam przypraw do smaku, także nie podam konkretnego przepisu, każdy ma swój gust.
Część śliwek w połówkach zalałam syropem z przyprawami. Z innej części zrobiłam chutney. Wysmażyłam cebulę porządnie na maśle, dodałam do śliwek z cukrem, solą, mielonym goździkiem, pieprzem, papryką, imbirem i octem jabłkowym. Dodawałam przypraw do smaku, także nie podam konkretnego przepisu, każdy ma swój gust.
Przetwory
są oczywiście do zjedzenia zimą. Sama się zastanawiam co ja z nimi
zrobię, bo nie jem cukru na co dzień, ale pewnie dodam do jakiegoś
ciasta pod kruszonkę. Natomiast chciałam oczywiście zjeść też śliwki
świeże, nieprzetworzone, wiec zrobiłam suflet i proste ciasto.
Ułożyłam pocięte śliwki na posmarowanym masłem gotowym cieście francuskim i upiekłam. Minimum roboty, maksimum smaku.
Pycha, my dostajemy sliwki od moich rodziców, w tym roku też było więcej niż zwykle☺ W planach powidła i może czekośliwka, ktorej jeszcze nie robiłam. Będę wpadać częściej, obserwuję i pozdrawiam ☺
OdpowiedzUsuńCzekosliwka? Brzmi ciekawie, dziekuje bardzo, rowniez bede wpadac :)
UsuńPięknie obrodziły! Aż miło popatrzeć na drzewo pełne owoców, no i na przetwory oraz wypieki :)
OdpowiedzUsuńJa drzew owocowych niestety nie mam z racji maleńkiego ogródka.
Faktycznie, drzewa sie potrafia niesamowicie rozrosnac, sliwke juz przycielismy konkretnie, bo za rok by sie polamala na pewno
UsuńU nas w tym roku śliwka umiarkowanie obrodziła. Ale za to w ubiegłym roku był niesamowity urodzaj i jeszcze do dziś mam w piwnicy kilka słoików zeszłorocznych powideł.
OdpowiedzUsuńŚliwki są bardzo zdrowe, często staram się dodawać je do diety. Przetworów jeszcze nie robiłam, ale te zdjęcia zachęciły mnie i do dżemików i do pieczenia ze śliwkami.
OdpowiedzUsuńPozdrwaiam
Czarownica z natury