W Barcelonie jest faktycznie milion rzeczy do zobaczenia, to muszę jej przyznać. W innych miastach europejskich, w jakich byłam, było dużo, ale w Barcelonie milion, to jej muszę przyznać. Przede wszystkim to było pierwsze pełne połączenie miasta starego i nowoczesnego jakie widziałam. Wysokie szklane wieżowce stoją obok bardzo starych budowli. To jest stare miasto, gdzie na każdym rogu jest coś do zwiedzania, coś co ma kilkaset lat, a jednocześnie jest zupełnie nowoczesne, biura, samochody, biznes, szkło, stal. A do tego ma plażę z palmami, można by pomyśleć, że jest to miasto idealne, a przynajmniej dla mnie, gdzie ja potrzebuję zabytków i kocham kulturę antyku i średniowiecza, ale potrzebuję też raz w czas postać na betonie. Nie da się nawet streścić 5dniowego wypadu, bo tego jest za dużo, więc zacznę od tego, co było dla mnie najfajniejsze.
To wnętrze słynnego kościoła Sagrada Familia, zaprojektowanego przez Gaudiego. Miejsce wyjęte z Gwiezdnych Wojen dosłownie. W środku nie ma praktycznie ołtarza ani typowych naw, albo moze jeszcze nie ma bo kościół jeszcze długo będzie w budowie. Jest w środku wypełniony przede wszystkim przestrzenią, są tylko filary i witraże. Na każdym kroku podkreśla się, że Gaudi czerpał inspirację z natury, jego dzieła się przeżywa i dotyka ich. Witraże mają kolory nieba od poranka do zachodu, odpowiednio ustawione względem ruchu słońca, także zależności od tego, o której godzinie przyjdziemy, zobaczymy inną Sagradę. Wnętrze jest wypełnione właśnie światłem, można uznać, że to kościół wywrócony na lewą stronę. Wszelkie sceny biblijne, świeci, ogólnie wszystko, co związane z religią znajduje się na zewnątrz kościoła, wyrzeźbione na fasadzie. Natomiast w środku jest oblany światłem słonecznym, co zwykle stanowi rolę ścian zewnętrznych. Nie mam niestety dobrego zdjęcia ambony, ale to małą platforma, nad którą wisi na linkach stalowych sam Jezus i to koniec ołtarza na dzisiaj.
A to sufit.
Muszę przyznać, że postacie biblijne są co najmniej skromne w porównaniu, i Jezus absolutnie nie góruje nad nikim, ani anioły nie są jakieś większe od pozostałych, ogólnie wszyscy giną w gąszczu otoczenia. W sztuce sakralnej nie jest to typowe, nawet w czasach współczesnych.
Sama budowla jest ogromna i nie da się jej zobić z dołu dobrego zdjęcia, dopiero z dachu innego budynku.
Z Sagrady wyszłyśmy na La Rambla, to taka główna ulica turystyczna, pełno pamiątek i restauracji. W jednej z bocznych uliczek jest wejscie na La Boqueria Mercat, przyznam szczerze, że oszalałam. To jest to, czego mi od życia potrzeba, owoców tropikalnych. I to jeszcze mają je pocięte już na kawałki i z łyżką. Nawet z tym nie trzeba wracać do domu, tylko od razu wcinać. A to był luty, nawet nie lato.
ale pieeeeknie!!! ja tam chce być :(
OdpowiedzUsuńbilety byly tanie, mimo karnawału, poluj
Usuńjeszcze jakby w pracy wolne chcieli dać ;)
UsuńPS: zostaje na dłużej i do obserwatorów dołączam :D
Piękne zdjęcia, bardzo chciałabym zobaczyć to na żywo. :-)
OdpowiedzUsuńjedź :D
UsuńOjej jaka ona jest cudowna !
OdpowiedzUsuńMój blog ♥ Serdecznie zapraszam !
Jak ślicznie ;)
OdpowiedzUsuńpiękne cudownie tam...
OdpowiedzUsuńowszem :D
UsuńSłyszałam o tych witrażach i kolorowych światłach, ale nie wiedziałam, że wyglądają one tak przecudownie. te targi z jedzeniem po prostu bajka. bylabym w raju :D
OdpowiedzUsuńja bym była szczęśliwa, gdyby mnie tak przykuli do kuchenki, wyjatkowo nie mialabym nic przeciwko
Usuńwow robi naprawde wrażenie!
OdpowiedzUsuńrobi, to sie bardzie przezywa niz widzi
UsuńPięknie zazdroszczę :) Mam nadzieje że i ja kiedyś zwiedzę Barcelonę.
OdpowiedzUsuń