10 lutego 2017

Xmas, Xmas i po Xmas

Post o miesiąc za późno ;p Jestem kobietą pracującą i czasu u mnie mało. Nie mam pojęcia kiedy mi te święta przeleciały przed nosem. Stroiłam tę choinkę wiele godzin, zawsze po północy, kiedy miałam chwilę dla siebie, a nie mogę powiedzieć, że w ogóle przy niej posiedziałam. A takie miałam plany, kakao, grube skarpety w pingwiny, choinka i Kevin.
W tym roku chciałam mieć choinkę biało-srebrno-czerwoną z motywem przewodnim zabawek. Wyciągnęłam wszelkie zabawki choinkowe, jakie miałam, w tym te ręcznie robione w dzieciństwie. Dorobiłam też kilka na szydełku. Musiałam się mocno pilnować w sklepach, żeby nie skręcić kolejny raz do środka po więcej bombek, bo przecież gdzieś jeszcze widziałam wolną gałązkę :D Bardzo chciałam żołnierzyki, ale nie znalazłam. Nawet w tym szale nie pomyślałam, że powiesiłam gwiazdy czerwone na choince.... W piekle pewnie jest miejsce dla takich osób.
 
Wspominałyśmy z koleżankami swoje ozdoby z dzieciństwa, okazało się, że na internecie sa całe kolekcje poświęcone bombkom z PRL i że wszystkie miałyśmy to samo. Muchomorki, szyszki, domki, ludziki z drutów. Także jak wpadłam na muchomorki w Tesco, to musiałam je mieć!
Czy nie śliczna? To teraz Wam powiem, że wylądowała na śmietniku z przytupem za karę. Zachciało mi się dużej choinki, w piwnicy akurat miałam taką. Gałęzie już nie trzymały poziomu i uginały się o metr w dół z każdą bombką, ale jakoś sobie poradziłam. Przecież godziny nad choinką to czysta przyjemność. W pewnym momencie przepracowania po prostu już nie możesz iść normalnie spać, tylko coś robisz w nocy. Nie miałam okazji się na moment zatrzymać i poczuć klimat świąt, ciągle sobie obiecywałam, że po świętach posiedzę przy niej. Akurat leciała powtórka Kevina po świętach, ja tylko przesunęłam choinkę o centymetr, aby lepiej odsłonić telewizor. Upewniłam się, że stoi i odeszłam. Zrobiłam kilka kroków i usłyszałam trzask. Poleciała oczywiście bombkami z Home&You do przodu. Spakowałam co ocalało, zaniosłam do piwnicy, choinkę na śmietnik, a potem odkurzałam to dziadostwo 5 razy.
Rodzice z kolei postawili na biel
Bardzo mi się podobała ich choinka, chociaż ja lubię kolory i kontrast, to jest coś pięknego w białych choinkach. Prezenty spakowaliśmy w papier pakowy, jednolicie, jak za dawnych czasów. Wyciągnęłam czerwoną wstążkę, którą dwa lata temu użyłam do zawiązania kokard na oknach. Bycie chomikiem czasem się opłaca :D
Śnieg pojawił się oczywiście zaraz po świętach, nie pamiętam już, kiedy na wigilię mieliśmy tu śnieg. Krajobraz przed domem bajowy, tylko zimno!
Ustawiłam ten sam stroik, co poprzednio, tylko już w innym mieszkaniu. Mam do niego jakiś sentyment, jest przeuroczy.

Wiele rzeczy w nowym mieszkaniu ma w sobie coś zimowego, na przykład żyrandol w salonie.
 W sypialni ustawiłam kompozycję z kwiatów i lampek. Kocham ten geometryczny wazon.
A takie coś stoi na stoliku przy łóżku. Szukam i szukam zdjęcia samego łóżka i znaleźć nie mogę, aż dziwne, bo na pewno robiłam. No nic, pokażę następnym razem, albo dokleję kiedyś.
 
Pierogi na święta to zawsze moje zadanie. Nauczyłam się je robić stojąc przy babci i 'pomagając' swoimi niezgrabnymi rączkami ledwie widząc, co się dzieje na blacie. Zapamiętałam jakie powinno być ciasto w dotyku. Nie mam bladego pojęcia jakie proporcje stosuję, bo zawsze robię na oko. Chciałabym się z Wami podzielić, ale zawsze coś podsypuję, dosypuję, dolewam, wszystko wychodzi w trakcie. Jedyne co mogę powiedzieć, to to, że leję dużo więcej mleka, niż mówią przepisy i po prostu długo zagniatam, aż da się wyjąć z miski. Potem takie mokre ciasto obtaczam w mące na tyle, aby się dało rozwałkować. Nigdy nie mam twardego ciasta, które nie lepi się do rąk, bo po ugotowaniu moim zdaniem takie jest za twarde.
Zrobiłam 300 z kapustą i 160 ruskich. Niby dużo, ale na trzy dni to wcale nie była jakaś mega ilość. Zwłaszcza, że jak człowiek robi pierogi, to zajmuje całą kuchnię i nic innego nie ma do jedzenia, więc tego samego dnia zostaje zjedzona duża część. Tak tylko na spróbowanie, czy smaczne. Zamiast spędzić trzy dni w kuchni mogłabym zamówić gotowe, ale jestem po prostu terytorialna do tego stopnia, że mi obce nie smakują. Zwykle ciasto jest niedoprawione, a farsz przepieprzony. Poza tym ja naprawdę lubię święta do tego stopnia, że mi to nie przeszkadza. Leci Sinatra w tle, przeplatany Last Christmas i to wszystko, czego mi trzeba.

George [*]
 
Upiekłam też zawijasy z kapusta i grzybami, jeszcze ciepłe postawiłam na stole. I oczywiście sernik, na święta muszę mieć sernik. Spód z Sasanek z Lidla.
 Wymieszanych z masłem.
 
 Zapiekłam to dosłownie 5 minut w 150C.
Później wylałam masę serową doprawioną kardamonem. Piekłam 30 min w 150C, potem około 40 min w 100C, następnie go zostawiłam w wyłączonym piekarniku na trochę. Na dole widać efekty takiego pieczenia, żadnych wyrośniętych boków ani spalonego wierzchu. Na górę oczywiście wylałam topioną czekoladę. Jadłam ten sernik jeszcze przez trzy dni. W wigilię się nim dopchałam już na amen, to była ta kropla, która przelała czarę. Taka blaszka to było aż za dużo na 5 osób.
Ponieważ nie jesteśmy zbyt tradycyjni, to 1 dnia świąt było sushi.
 A później jeszcze zrobiłam kopytka. Taki sznur to akurat dla jednej osoby, c'nie? :D
W wolnej chwili przysiadłam i zrobiłam sobie rok 2016 w pigułce i listę wigilijną, ostateczną, przed wyjściem do rodziców, gdy już niczego nie mogłam zapomnieć. Nie wiem kiedy to się stało, ale jednego dnia był 1 grudnia, a następnego 24, godzina 17 i siedziałam przy stole, głodna. Pierogi gotowały się niemiłosiernie powoli. Leciał Kevin. A potem król śpiewał oczy zielone akurat, gdy już doszłam do grzanego wina śliwkowego i sernika. Chwila i było po wszystkim. Chwila i byłam z powrotem w domu. W zeszłym roku było tylko trochę lepiej. Rozmawiałam ostatnio o tym ze starszym znajomym. Mówiłam, że zasuwam chyba za szybko, że może czas zwolnić i mieć więcej życia. Na co mi odpowiedział, że nie. W moim wieku bardzo dużo pracował i powinno się zasuwać, póki się ma siły, żeby potem móc zwolnić, na emeryturze. Pewnie ma rację.
Zaszły też pewne zmiany w rodzinie, przed świętami przyszedł czas na przecudnego psa mojej babci, który był dla mnie jak mój własny. Dawno nie musiałam być tak dobra w dorosłość, musiałam robić za rodzica, który spuszcza rybkę w toalecie i mówi dzieciom, że płynie do oceanu. Psa trzeba było natychmiast uśpić, a nie było łatwo wytłumaczyć dwójce starszych ludzi, że muszą się pożegnać ze swoim ukochanym psem, następnie wszystkiego dopilnować, a przede wszystkim trzymać maleństwo za łapkę. W międzyczasie udzielać również wsparcia babci, trzymać się, odwieźć ją do domu, trzymać się, prowadzić samochód bezpiecznie, trzymać się, trzymać się i na dodatek trzymać się.

Początkowo mówili, że nie chcą już psa, że nie dadzą rady kolejnego wpuścić do serca. Po jakimś czasie jednak stwierdzili, że bez psa jest po prostu nudno, ciężko znaleźć powód do wyjścia z domu. Przeglądaliśmy psy ze schroniska, babci kilka się spodobało. Poszła i zapisała się na listę kolejkową na dwa psy. Nie wiedziałam, ze są listy kolejkowe, myślałam, że raczej psy długo czekają na chętnych, a tutaj była 6 na liście, na innego psa 13. W końcu się udało i trafiła do nas przecudna suczka, Tosia. To jej trzeci dom, nie wiem dokładnie dlaczego. Jest wychudzona, czuć żebra, nie rozumie co to jest głaskanie, jedyna forma zabawy i okazywania uczuć, jaką zna, to gryzienie mnie.  Mało mam zdjęć, gdzie nie ma jakieś części mojego ciała w jej pysku. Niestety jest przy tym tak słodka, że ciężko mi jej odmówić, każdy ma prawo mieć jakieś hobby, co ja poradzę, że ona ma takie? Muszę się wziąć w garść i ja oduczyć. Z przyjemnością ją tuczę i staram się nauczyć co to jest głaskanie :D w to jestem dobra. Niestety prędzej złapała co to jest 'siad' niż drapanie za uchem. Wpadłam w tego psa jak w kompot, pewnie przez to schronisko Tosia na każdego człowieka reaguje nieskończoną miłością i szczęściem, niestety mieszka u babci ;/ w dodatku mam takie podłe poczucie, ze zdradzam swojego psa, nie wiedziałam jak jej spojrzeć w oczy, jak przyszłam pachnąc Tosią. Liczyłam, że może mój mały potwór nie zwróci uwagi, ale zwróciła, obwąchała i się obraziła.

Mam nadzieję, że dobrze spędziliście święta, że jedzenie było smaczne i mieliście więcej czasu niż ja xoxox

*Last Christmas I gave you my heart*


10 komentarzy :

  1. Jakie piękne choinki :) Przykro mi, że Twoja skończyła marnie :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne choinki i dodatki :)
    Szkoda Twojej choinki, tyle pracy :(
    Zapraszam: ALLIXAA BLOG

    OdpowiedzUsuń
  3. Mały poślizg z tym postem ! :D
    Ale dużo cudnych świątecznych zdjęć ! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Tak sobie mówię, jak patrze na liste do zrobienia :D

      Usuń
  5. No cóż widać, nie tylko mnie czas szybko leci. Czasem trudno wyrobić się ze wszystkim. Oj szkoda tych baniek, ale za to zrobiłaś miejsce na coś nowego w przyszłym roku:) I piękne zimowe krajobrazy u Ciebie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń