28 lutego 2016

LONDYN W ŚWIĘTA

Trochę późno, już marzec prawie, ale od wyjazdu, a w sumie to i od listopada po prostu jeszcze nie miałam czasu usiąść i zająć się czymkolwiek. Może miałam z pół godziny na grzańca czy coś, ale wtedy wolałam się w miarę możliwości socjalizować i coś wycisnąć z tego życia w biegu. W tej notce wrzucę trochę zdjęć ze świątecznego Londynu i opiszę swoje wrażenia, może ktoś z nich skorzysta przy planowaniu wycieczki :)




Wylądowałam w Londynie 20 grudnia, czyli moment przed świętami, z misją zobaczenia jak najwięcej choinek. Tak sobie wymyśliłam, trochę z dzika, ale trudno, jak sobie coś wymyślę to tak musi być :) Także jeszcze przed wyjazdem szukałam informacji w googlach, gdzie mogę je znaleźć. Spodziewałam się miliona lampek i właśnie choinek na każdym rogu, przyzwyczajona z Polski, że święta zaczynają się 1 listopada a od 1 grudnia regularnie młotkuje się laskrismasajgejwjumajhart i pisze listy do Polsatu, aby przypadkiem nie zapomnieli puścić Kevina. No niestety muszę im przyznać, że było o wiele mniej strojnie niż u nas.

Przepraszam, za jakość zdjęć, mój telefon jest już nieco wysłużony.

Zatrzymałam się w bardzo przyjemnym hostelu 5 min od Victoria Station, skąd wzięłam metro na Leicester Square, które o dziwo czyta się liister, chociaż się się prosi o lejczester. (Bierzecie dobówki metra, o wiele bardziej się opłacają.) Pamiętałam, że to się jakoś tam idzie,pod górę do Covent Garden (zdjęcie powyżej), ale za nic nie mogłam go znaleźć. Spytałam milion osób o drogę i każdy mi mówił, że to za rogiem. No i faktycznie było, ale znalezienie go zajęło mi dłuuugo. 
(jedna z niewielu dekoracji po drodze)

W tej okolicy znajduje się sporo fajnych butików, których u nas nie ma jeszcze, a cenowo są osiągalne. Na przykład trafiłam na nowootwarty salon Charlotte Tilbury, dla fanów makijażu to wisienka na torcie. 

W końcu znalazłam wejście i wreszcie zobaczyłam jakieś lampki, jakieś dekoracje, jakieś coś świątecznego. Na suficie umieszczono kule dyskotekowe i liście jemioły Na środku Apple Market stoi kawiarnia Jamiego Olivera, poniżej po drodze na Covent jest też jego włoska restauracja, ale czas oczekiwania na stolik to jakieś 2h, w kawiarni mniej..Muszę przyznać, że ceny zupełnie ludzkie, normalne było mnie stać na wszystko. To jest to, o czym wiecznie mówią Gessler i Gordon, jedzenie ma być dobre, ale ma kosztować normalnie, Natomiast to nie tylko było niedrogie to jeszcze niebo w gębie, lepszego sernika jak żyję nie jadłam.

Sernik z kruszonką jabłkową i karmelem. Są na niego przepisy w internecie, skusiłam się na jeden ale z jakiegoś powodu wszyscy powtarzali tam bzdure, zeby go piec w 200 stopniach, a ja głupia posłuchałam, gdzieś mi wypadło z głowy, ze 150 to max i spalilam wierzch..Na wykonanie spodu polecam sasanki.

A to piernik w sosie butterscotch, czyli Werter's Original w wersji syrop, z gałką lodów. To może i wygląda skromnie, ale uwierzcie mi na słowo, że smak był nie z tej ziemi.

Za Covent Garden znajduje sie choinka pełna lampek,bardzo ładny akcent.

Na Leicester Square poszłam coś zjeść przy Hipodromie. To była taka sobie decyzja, gdyż akurat była brytyjska premiera przebudzenia mocy i dźwięk motywu gwiezdnych wojen aż odbijał się echem po klatce piersiowej. Kino zaopatrzyło się we własnego Kylo Rena i Star Troopersa.



Chciałam zobaczyć co zrobili z Big Benem i Lodon Eye, bardzo mi się podobało podświetlenie, warto pojechać i zobaczyć.





Przed National Gallery w końcu znalazłam porządną choinkę, bo niewiele ich widziałam. Dowiedziałam się od ludzi na miejscu, że co roku Norwegia przysyła bardzo wysokie drzewo w podziękowaniu za wsparcie podczas II wojny. Jak widzicie jestem w krótkim rękawku, było aż tak ciepło. Na zdjęciach ludzie często są w kurtkach, ale to tylko dlatego, że wzięli je ze sobą i nie mieli co z nimi zrobić. Kto już wiedział jaka jest pogoda na miejscu brał po prostu blezer, bo to wystarczało nawet wieczorem.

Ludzie powiedzieli mi też, że zwykle pod Buckingham stoi choinka. No to musiałam iść, w końcu miałam misję. Poważną.



Ale niestety, nic, zero choinki. Był za to dziki tłum eskortowany przez policję, w tym konną. Zastanawiałam się co się stało, czy to może Kate wraca z zakupów albo może pieski królowej są na spacerze? Ale to była zwykła zmiana warty, dzień jak codzień, nie wiedziałam, że to nadal wzbudza takie zainteresowanie. Poza tym nie pierwszy raz ją widziałam, ale pierwszy raz widziałam taki tłum przy niej.



Pani policjantka informuje ludzi, że jest koniec widowiska i nic tu już się nie będzie działo. Ale średnio podziałało.

Ale za to ludzie mi powiedzieli, że na Oxford Street będzie choinka i wiele dekoracji. Więc pojechałam na Oxford Street kontynuować swoja misję.


Był tam tłuuum ludzi, pewnie poszukujących prezentów na ostatnią chwilę. Ja w tym roku miałam minimum czasu już od listopada, więc na początku grudnia już wszystko stało pod choinką przygotowane.

W sumie ani specjalnych dekoracji nie było ani choinki, znowu lekko się zawiodłam, ale za to był Primark. A ja lubie Primark. Więc postanowiłam do niego mimo wszystko wejść, mimo tego, że w normalne dni tam panują warunki jak przy afrykańskim wodopoju, gdzie nawet łańcuch pokarmowy zjada własny ogon. Przeszłam kilka metrów i stwierdziłam, że trzeba się ratować. Wyjście zajęło mi z 10 minut. Natomiast zauważyłam, że mieli tam fajne stroje elfa świątecznego, ale nie wiem czy sam Bear Grills by dał radę przeżyć kolejkę do kasy.

Mr Superman, please przyleć do Primarka na ratunek.

Mam tu jeszcze parę zdjeć z poprzedniej wyprawy, już 'latem'.

Abbey Road, na której pozostawiono zebrę na przejściu dla pieszych, mimo że wszędzie indziej już ich nie ma. Na tym murze podpisują się fani Beatlesów, oczywiście po tym, jak zrobią sobie fotę jak idą przez zebrę ;)
Targowisko Camden, szczerze mówią nic ciekawego do kupienia, natomiast bardzo ciekawa atmosfera, hipisowsko luzacko, można znaleźć sporo rzeczy do porobienia. Usiedliśmy w kawiarni przy kanale i obserwowaliśmy jak łodzie przepływają z użyciem śluzy, zawsze to jakaś atrakcja.

Przy kawiarniach będąc, można spokojnie wyjść na miasto o 7 rano i dostać rogala z cappuccino. Typowe angielskie śniadanie też się pojawiało w menu tawern i pubów, ale nie było szczególnie tanie, a lokale nie były zbyt wcześnie otwierane.

Hyde Park, biega po nim pełno wiewiórek, które nie boją się za bardzo ludzi, są przeurocze.

Idąc dalej natrafiliśmy na pole, na którym było z 10 osobnych boisk piłkarskich, wszystkie zajęte. Po prostu ludzie po pracy spotykają się tam na piłkę, cudowna sprawa.

Powrót był niestety z niespodziankami. Miałam kupiony wcześniej bilet na pociąg Gatwick Express, jest droższy, ale jedzie pól godziny i co 15 minut. Towarzyszka wyprawy miała nogi w pęcherzach, więc chciała koniecznie siedzieć, ale wszystkie miejsca były zajęte. Miałam jeszcze 2h, więc luz, poczekam na następny za 15 minut. Ale ten coś stoi i stoi. Pytam się człowieka z obsługi kiedy będzie następny, a on odpowiedział, że chcę wsiąść w ten. No dobra, to wsiadłam. Odjechał po pół godziny i jechał 50 min.Więc byłam na styk, wielu ludzie nie zdążyło na samolot. Przepraszali bardzo za opóźnienie, zepsuła się sygnalizacja, przykro nam bla bla, ale w sumie to nie wiem co się robi, jak się nie zdąży na samolot, zwrotów  kasy tam nie ma, tylko w postaci voucherów na kolej, ale po co mi one, jak nie będę z niej korzystać. 

Towarzyszka miała tyle starych biletów z metra po kieszeniach, że nie mogła znaleźć właściwego, żeby z niego wyjść już na lotnisku, więc straciłyśmy jeszcze X minut. Potem nerwowe przejście przez security. Zawsze sobie kupuję magnesy na lodówkę w podróży, taki zwyczaj, i chyba magnes im zapikał na prześwietleniu, więc moja tacka zjechała na bok do dalszego sprawdzenia. Wszędzie były tabliczki, że jak się nie wyjmie tableta itd z torebki, to może oznaczać dodatkową godzinę. Odczekałam chyba z 5 min w kolejce dla ludzi z tackami do sprawdzenia, pani stwierdziła, że to mój kindle i go przejechała czujnikiem i mnie puściła. Nawet się nie skapnęli, że to przez magnes, bo na pewno nie przez kindla. 

Potem nerwowy bieg przez labirynt Gatwick. Tam jest coś na kształt krainy Oz, biegnie kręta, czarna ścieżka przez sklepy wolnocłowe, nie da się ich ominąć. Potem jeden plac ze sklepami, potem dalej kręta droga przez sklepy. Zostało nam 15 minut do zamknięcia bramek, a to dość duże lotnisko, ma prawie 100 bramek, a towarzyszka ledwo szła. Patrzymy na tablicę odlotów, a tam tradycyjnie jak to na Gatwick - info pojawi 12 przed zamknięciem bramek <3 Poczekałyśmy 3 min, a potem sprint do bramki 48, czyli nienajgorzej, raz tak biegłam do 98. Nie wiem o co chodzi z tymi czasami zamknięcia bramek, ale nigdy ich nie zamykają na czas, także usiadłyśmy i chwilę odpoczęłyśmy. Nerwy w końcu się uspokoiły, ale to były najgorsze 2h.

Także pamiętajcie, zawsze trzeba wychodzić dużo wcześniej, nawet jeśli ma się spędzić 2h na lotnisku, lepiej tak niż nie polecieć.Zawsze się zastanawiałam co się robi jak się nie zdąży na samolot, otóż kolega niedawno się spóźnił i odstawił prawdziwy Eurotrip autostopem do Polski. 

25 komentarzy :

  1. Zazdroszcze Ci tego podrozowania Madzia. Chociaz okres przedswiateczny to raczej nie dla mnie zeby gdzies wyjezdzac (chyba ze mowa o Berlinie ^^) Wolalam jednak wczesniejsza notke o tych chatkach i starym stylu... wspolczesne miasta jakos srednio mi się podobaja;c
    primark... oj nic nie mow. ja sie w nim tutaj zakochalam i mega sie ciesze ze jest w moim miescie. x)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musialam jechac sluzbowo, to i o Londyn zahaczylam, normalnie bym sie nie pchala na szlaki komunikacyjne w swieta
      i tez wole stare miasta, beton i szklo juz dobrze znam

      Usuń
  2. Kocham Londyn a w święta musi być tam wyjątkowo pięknie. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wlasnie nie az tak pieknie jak sie spodziewalam, ale zdecydowanie gwarno i wesolo

      Usuń
  3. Ten piernik aaaaa! <3 Londyn jest cudowny! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pyycha, a chyba kosztowal ze 4 funty, czyli normalnie

      Usuń
  4. Chciałabym odwiedzić Londyn w święta ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. polecam sprawdzic ceny innych linii lotniczych tez, bo moze sie okazac, ze ryanair nie jest wcale najtanszy, lecialam tam British

      Usuń
  5. magia! to miejsce ot tak po prostu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jest tam co robic z pewnoscia, zawsze sie cos znajdzie

      Usuń
    2. jak się jeszcze mapą dysponuje to już w ogóle;D

      Usuń
    3. no bez mapy to ja bym tam zobaczyla moze dwie kostki chodnikowe, na ktorych akurat stoje, a potem bym sie zgubila, jak rozdawali orientacje w terenie stalam w kolejce po cos innego

      Usuń
  6. zawsze chetnie sie odwdzieczam jak ktos mnie obserwuje czy komentuje, natomiast takiego wpadania na bloga z prosba o obserwacje przyznam szczerze nie lubie

    OdpowiedzUsuń
  7. Londyn w Świeta ma niesamowity klimat ;) no coz, moze w przyszlym roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rajaner lata za 70zł z Goleniowa czasem, trzeba sie czaic na okazje

      Usuń
  8. ale zrobiłaś mi smaka na sernik tym zdjęciem ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetna podróż ;) Musiało być super :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. było :D i dosc intensywnie, duzo do zobaczenia, malo czasu

      Usuń
  10. Świetna podróż ;) Musiało być super :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Ahh... Londyn <3 :) Uwielbiam i pozdrawiam z Londynu. Zdjęcia świetne.

    OdpowiedzUsuń