24 marca 2020

CIASTO ŚMIETANOWO-CYTRYNOWE



Ostatnio ciągle piszę o podróżach, a teraz z domu przecież wyjść nie można nawet. Właśnie otrzymałam wiadomość o odwołaniu mojego lotu do Włoch, a taki piękny był plan jeszcze niedawno! Ale przynajmniej planeta trochę odetchnęła. Mnie niestety spotkał w tym wszystkim kolejny pech, ponieważ mój robot kuchenny nie przeżył świąt. Został odesłany do naprawy gwarancyjnej, ale ponieważ Kenwood to włoska marka, część zamienne są sprowadzane z Włoch, więc prędko mi z tej naprawy nie wróci, a jak wróci, to będę się go bała. Poleży trochę w pudełku. Ale, zdrowie najważniejsze, w tej sytuacji trzeba docenia wszystko, co się ma. Doceniam to, że mogę kroić i obrabiać swoje jedzenie sama, bo przynajmniej je mam.

Latem miałam przyjemność być świadkową, za czym idzie również organizowanie panieńskiego. Bardzo chciałyśmy z panną młoda uniknąć oklepanej imprezy i urządzić coś ciekawego. W naszym rodzinnym prawie mieście wszystkie panieńskie kończą się dosłownie tak samo, ten sam klub, zdjęcie w tym samym miejscu, ten sam schemat ubioru. Kiedyś na jednym panieńskim trafiłyśmy na trzy inne panieńskie w tym samym klubie, także mówimy o oklepaniu tego stopnia. Stanęło na glampingu, czyli campingu, ale glam. Z ogniskiem, jeziorem, ale też łazienkami, lodówkami i normalnymi łózkami.

Jedzenia zrobiłam aż nadto, bałam się, że będzie za mało, ale tak się złożyło, że wszystkie dziewczyny miały takie same obawy i końcowo nie było gdzie tego jedzenia stawiać. Postanowiłam zrobić na deser proste ciasto, wszystkie składniki dostałam w Lidlu.
  • paczka sasanek
  • paczka paluszków słonych
  • 1/3 szklanki soku z cytryny i skórka
  • masło
  • śmietana 30-36%, 750ml
  • coś do słodzenia
  • esencja waniliowa
 
 

Ciasteczka i paluszki zmieliłam w blenderze. Zużyłam do tego całe opakowanie ciasteczek i większość paczki paluszków. Nie powiem dokładnie ile, bo to zawsze zależy od wielkości blachy. Przepisy zwykle podają jakąś ilość, a ja zawsze widzę potem, że to za mało. Także tutaj niestety trzeba robić a oko.



Stopiłam w garnku około pół kostki masła i dolałam do zmielonych ciasteczek i paluszków. Dodałam też resztkę syropu klonowego, jaki miałam. Tutaj też trzeba działać na oko, jeżeli widać, że składniki nie połączyły się ze sobą w masę, to trzeba dodać masła. Następnie masą wypełniłam formę od tortownicy. Leprze wrażenie wizualne robi ceramiczna forma do tarty, ale wyjmowanie potem z niej ciasta to trudne zdanie, na które nie zawsze mam ochotę przyznam szczerze. Mam od takich spraw co prawda formę z wyjmowanym dnem, ale ona się nie nadaje z kolei do transportu czegokolwiek.

Spód piekłam około 10 min w 180C.


Śmietanę słodzimy wg uznania, wlewamy do sporego garnka, dodajmy skórkę cytrynową, doprowadzamy do wrzenia. Gotujemy około 5 minut. Następnie zdejmujemy z ognia, dodajemy sok z cytryny, esencję waniliową i mieszamy. Osobiście lubię dodawać trochę soli do słodkości, dla podkreślenia smaku. Dodałam jeszcze szczyptę kardamonu i gałki muszkatołowej.


Śmietana powinna ostygnąć, ponieważ trzeba będzie całość wstawić do lodówki. Moja postała około15 minut zanim ją wlałam na upieczony wcześniej spód. Całość włożyłam wieczorem do lodówki i wyjęłam rano przed wyjazdem na glamping, gdzie włożyłam je dalej do lodówki. Takie ciasta nie powinny stać za długo na zewnątrz. Najpierw nożem odcięłam ciasto od blachy, inaczej by je rozerwało. Rozeszło się raczej szybko, więc wierzę, że musiało smakować :)

 

Ponieważ zrobiłam eleganckie ciasto, a jako świadkowa byłam w strasznym biegu, kolejne danie zrobiłam najprostsze z najprostszych, ale uwielbiane przez wielu. Sałatka studencka, czyli kruszymy 3-4 zupki vifona na drobno, zalewamy wodą, pozwalamy makaronowi ją wchłonąć i dodajemy majonez, ketchup, sol pieprz, korniszony, paprykę, kukurydzę. Można też dodać groszek, ale ja za puszkowanym nie przepadam, dorzuciłam za to siekane zielone oliwki. Prościej się nie da, a jest to idealny dodatek do grilla.


Kupiłam dodatkowo sporo baniek mydlanych, serpentyn, balonów LED i innych ozdób, żeby było glam. Rozwiesiłam serpentyny na drzewie, prosiłam dziewczyny, żeby puszczały bańki i robiłam wszystkim zdjęcia. Jeżeli lubicie amatorskie sesje zdjęciowe, to polecam kija z Huaweii ze statywem i pilotem. Robiłam nim zdjęcia grupowe, na których też mogłam być, jak również nieraz robiłam nim zdjęcia samej sobie w podróży, gdy nie miałam nikogo przy sobie, kto chociaż trochę ogarnia kompozycję.

Najwięcej zabawy sprawiły wszystkim jednak balony, można ich dostać wiele na allegro po dobrej cenie, świeca do rana. Zamówiliśmy więcej na sam ślub.



Sesja na jednorożcu w jeziorze również była bardzo wesoła, ponieważ wcale nie tak łatwo się na nim utrzymać. Najwięcej zdjęć mam do góry dnem. Na szczęście dzień był ciepły, woda również. Bardzo tęsknię za tymi cudownymi dniami, gdy mogłam wyjść z domu w krótkim rękawku. Przedwiośnie to taki trudny okres, niby już niedługo, ale w sumie, to jeszcze jeszcze. Zwłaszcza, że ciepły luty zwiastuje zimny marzec i kwiecień, a nawet czasem maj. Czasem łapię się na myślach - kiedy to się wreszcie skończy? Już by się te pory roku mogły w końcu przestać zmieniać, tak ze zwykłej przyzwoitości. Poważnie czuję w głębi, że kiedyś to się skończy i będzie tylko lato, a potem sobie przypominam, że to tak nie działa i dopada mnie dół.


Podczas ogniska rozdałam wszystkim kartki i długopisy i poprosiłam o napisanie swojego ulubionego wspomnienia związanego z panną młodą. Zamiast wymyślać dziwne prezenty, które zwykle i tak kończą się kupieniem gift card, żeby sama sobie coś kupiła, postawiłam na pamiątkę. Wszystkie kartki zostały złożone w pudełku wręczonym pannie młodej. Uprzedziłam dziewczyny, że planuję taki prezent, żeby przygotowały jakieś wspomnienie, z zaznaczeniem, że nigdy nigdy go na głos nie przeczyta. Wszystko zostało do wiadomości panny młodej wyłącznie.



Część z nas spała w tipi, część w jurcie, część w kosmicznej kuli.


Bawiłam się świetnie, później mogłam iść najedzona spać do wygodnego łóżka, wziąć normalny prysznic i wypoczęta pojechać do domu. Jedyny minus, to to, że jako odpowiedzialny kierowca nie mogłam brać udziału we wszystkich atrakcjach imprezy (%), ale bawiłam się tak dobrze, że jakoś nie było to trudne. Na pewno kiedyś powtórzę glamping, z jakiejś innej okazji, a nawet bez okazji.

Trzymajcie się mocno, pamiętajcie o rękawiczkach i szalikach lub maskach na twarz!

1 komentarz :