TARTA ŚLIWKOWA + WRZESIEŃ W OBIEKTYWIE + KRWAWY KSIĘŻYC

Uwielbiam korzystać z roślin sezonowych, dlatego też postanowiłam upiec tartę ze śliwkami. Poza tym naoglądałam się pięknych swetrowych kocy i postanowiłam zrobić własny, powoli, powoli, ale kiedyś go skończę. Korzystam również z ostatniego słońca, więc sporo spaceruję, postanowiłam sobie zebrać suchy bukiet do wazonu, w dalszej części notki wrzuciłam trochę zdjęć.



Ciasto zrobiłam w blenderze, proporcje:

• 250 g mąki
• 125 g masła
• łyżeczka soli
• z 3 łyżki cukru
• 1 jajko
• 3 łyżyki wody

Z wodą trzeba uważać, przepisy podają 40ml, ale to często jest za dużo, lepiej dodawać ją po łyżce i kontrolować konsystencję ciasta. Tradycyjnie na godzinę do lodówki, potem wyłożyłam nim blaszkę, znowu do lodówki. Piekarnik nastawiłam na na 180C, do formy włożyłam twaróg sernikowy zmieszany z dwoma budyniami wnailiowymi i cukrem, następnie na górze położylam śliwki. Ciasto przykryłam folia aluminiową, żeby brzegi się nie spaliły, piekłam 45 min. Blaszka nie powinna stać na ruszcie, bo śliwki się zagotują i będą kapać na dno piekarnika.
Z resztek ciasta wycięłam liście, niestety nie miałam do tego sprzętu, tylko dziabałam nożem, wyszło raczej w stronę laurki dziecka z podstawówki, które ma pełno dobrych intencji, lecz niestety zero pojęcia o estetyce. po upieczeniu posypałam prażonymi migdałami, nie zapiekam ich nigdy, bo się boję, że się spalą, one są dość wrażliwe.

Na spacerze pozbierałam suchych trwa i jesiennych kwiatów do wazonu.