2 kwietnia 2018

TAJLANDIA - PHUKET, PHI PHI


Air Asia zabrala nas z Singapuru na lotnisko w slynnym resorcie turystycznym - Phuket. Ciezko mowic o turystyce w Tajlandii i nie wspomniec o Phuket. Kiedy wpisze sie w google 'Phuket', wyskakuja zdjecia blekitnej wody, skaly wystajace z morza, bialy piasek, cuda na kiju. Nie policze ile osob mi polecalo Phuket. Jakos zadna z nich, ani google, ani tripadvisor, ani booking nie wspomnialo, ze to brudny, drogi koszmarek.
Na lotnisku znalezlismy taksowki, ktore woza do Phuket. Pan mial mape regionu podzielona na obszary. Kazdy obszar mial swoja stala cene. Debatowalismy z W i taksowkarzem dokad pojechac. Tam, gdzie mi najbardziej polecano, takowkarz zdecydowanie odradzal, mowiac, ze tam nawet nie ma plazy. Stanelo na Patong Beach. Dostalismy mlodego kierowce, na oko nastolatka, ktory pedzac po szosach wiozl nas w strone wlasciwej plazy. Po drodze minelismy ogromne dyskonkty Nike, Pumy, Adidasa itp. Padal akurat deszcz, wiec na drodze bylo tez pelno wypadkow z udzialem motorow. W Phuket funkcjonuje podobny system, co na Goa - jest pelno motorow do wypozyczenia. Kazdy, kto jest w stanie wsiasc na motor, moze jechac. I tak minelam po drodze kilka dziewczynek na oko jeszcze w podstawowce, zalanych krwia, bo im sie motor poslizgnal. Zadna nie wygladala na polamana na szczescie, ale nie zazdroszcze.
Witajcie w raju turystycznym :D Kierowca spytal czy mamy hotel juz. Nie mielismy, chcielismy cos znalezc na miejscu, bo zdjecia na bookingu klamia. Powiedzial, ze to raczej ciezkie, wiec zabierze nas do miejsca, gdzie sie robi rezerwacje. Byla to agencja turystyczna, w budynku podobnym do tych na zdjeciach. W srodku siedzialo kilka kobiet i rezerwowalo. Ruch byl spory. Dostalismy swoja pania, spytala nas na ile chcemy rezerwowac i za ile. Powiedzielismy, ze chcemy cos do 100 zl za noc. Zasmiala nam sie w twarz, potem opanowala. Prosze panstwa, jest sezon, w takiej cenie nic nie znajdziecie. Poszukam okolo 200 zl za noc, taniej nie bedzie. Na ile nocy? Powiedzialam, ze na dwie. Bylo pozno, wiec potrzebowalam jednej nocy i tak, a nastepnego dnia zamierzalam jednak sama szukac czegos, bo bylam pewna, ze widzialam inne ceny na bookingu. Pani powiedziala, ze potem raczej zostane bez hotelu, bo nic nie znajde. Powyjmowala kilka ulotek z grubego folderu i zaczela dzwonic po hotelach. Moze w 15tym sie znalazl pokoj na akurat dwie noce. Wszystko inne zajete. Normalnie kosztuje 500 zl, ale ona ma dla nas special price. Jakbysmy chcieli jechac na Phi Phi, to tez ma kilka roznych wycieczek, normalnie po 3200 batow, ale dla nas u niej tylko dostaniemy za 2000, bo bedzie znizka za to, ze wzielismy pokoj. Wyszlismy stamtad ze zgaszonym zapalem, bo nie wygladalo to za ciekawie.
Po okolo godzinie dojechalismy do Patong, ktore uderzylo nas swoim urokiem.
Kierowca zawiozl nas do wlasciwego hotelu. Hol wygladal bardzo ladnie, zapach nieszczegolny, ale byla nawet winda. Oczywiscie w recepcji zeskanowali nam dowody i wzieli kaucje. Dostalismy pokoj z jednym lozkiem, wiatrakiem, lazienka z zolta woda, widokiem za okno cudownym. Chcialabym z tego miejsca podziekowac Googlom i inny cudownym duszom, ktore polecaja to miejsce.
Zostawilismy plecaki i poszlismy sie przejsc po okolicy i poszukac czegos do jedzenia. Weszlismy do restauracji po drodze na plaze, ktora byla przynajmiej blisko od hotelu. Znowu samo mieso w menu, ale poprosilam po prostu, zeby zrobili mi cos bez. Zdecydowanie nie szaleja z porcjami.
Plaza niestety nie powalila mnie urokiem. Plaza jest na podobnej zasadzie, co w Gdyni - idzie ulica, a przy ulicy plaza, w tle miasteczko i samochody. Nie ma linii palm ani wydm, ktora by odgradzala plaze i dawala poczucie odciecia od swiata.


Na plazy znajduja sie glownie Polacy, Rosjanie i Anglicy. Rosjanie zajmuja sie wszelakiego rodzaju rozrywka, czesto puszczaja z glosnikow rosyjskie piesni ludowe tak glosno, ze nie da sie od nich uciec. Niektorzy probuja szczescia z wykrywaczami metalu.
Regularnie wpada sie na koce plazowe, na ktorych toczy sie dyskusja miedzy bialym facetem, a Tajką. Kwestia glownie dotyczy tego, za ile. Oczywiscie, ze go kocha i chce z nim zamieszkac w Gdansku, no ale za mniej niz $$ po prostu nie da rady przyjechac. Musi sobie kupic drogie ubrania, prezenty itd. To nie takie proste. Kochanie.
Nastepnego dnia zabralismy sie za szukanie hotelu. Posmarowalam sie 50tka i ruszylismy w droge. Bardzo szybko zrobilo sie goraco. Chodzilismy od hotelu do hotelu, trzymajac sie w miare blisko plazy. Wszystko zajete na najblizsze tygodnie lub najtaniej za 300zl/noc. Zaczelam powoli wierzyc, ze pani z agencji mowila powaznie, wcale nie probowala nas naciagnac, tylko po prostu nie ma taniej. Mobilna wersja bookingu niestety jest do niczego, nie da sie na niej zobaczyc mapy z wypisanymi cenami. Wszystko w lepszej cenie bylo kilometr od morza.
Zaczelam nawet juz pytac w takich ladniejszych resortach, wyraznie drozszych. Trudno, nie moge zostac tam z zolta woda. Pomyslalam sobie, ze w drogich hotelach na pewno jest miejsce, bo sa wynajmowane jako ostatnie. Nic z tego. Wynajete do konca sezonu. Ludzie jednak placa po 500 zl za noc w takim raju turystycznym.... Zaczelam sie bac, ze nie tylko niczego nie znajde, ale tez ze nasz hotel nie bedzie mogl nas zatrzymac na dluzej, bo tez pewnie juz jest zarezerwowany. Faktycznie zapowiadalo sie na brak hotelu lub 300 zl za noc. Dolozylam 50tki, mimo, ze bylo pelne zachmurzenie. Padalismy juz fizycznie od chodzenia w tych temperaturach, ale postanowilam wejsc do jeszcze jednego miejsca. W poslalam na druga strone ulicy. To byl hotelik przylegajacy doslownie do naszego, ale byl na tyle nieinteresujacy, ze nawet nie bralam go pod uwage wczesniej.
 Pan praktycznie jezykiem migowym powiedzial, ze ma pokoj wolny za 80 zl za noc, z lazienka, klimatyzatorem, wifi, ale niesetety sa dwa osobne lozka, bardzo mu przykro. To bylo zbyt piekne, zeby bylo prawdziwe. Wlasnie tego szukalam, dokladnie tego. Nie bylo niestety windy, a to bylo 3 pietro, ale trudno, nie mozna miec wszystkiego. Pokoj byl czysty, lazienka duzo wieksza, woda normalnego koloru i zapachu. Widok z okna taki sam, odleglosc od plazy taka sama. Od razu zrobilam rezerwacje do konca pobytu, rowniez na migi. Niestety oni tam nie znaja prawie ani slowa po angielsku. W holu siedzial syn wlascicieli, wygladal na jakies 11 lat. Mial kitke, makijaz, spodniczke i rozowa bluzke, wlasnie malowal paznokcie. Jego rodzice w ogole nie przejawiali nic w zwiazku z tym, widocznie tam to jest zupelnie normalne. O ile slyszalam, ze w Tajlandii jest duza otwartosc na zmiane plci, to zdziwilo mnie, ze nikogo nie dziwi, ze tak male dziecko chodzi po ulicy w miniowie i pelnym makijazu, a do tego przyjmuje dosc sugestywne pozy.

Nastepnego dnia rano obudzilam sie i nie moglam wstac z lozka. Nie rozumialam co sie stalo, moja choroba zaczela juz odpuszczac, poza tym zatoki nie daja takich objawow. Czulam, ze sie spieklam, skora bolala, mimo, ze sie smarowalam uczciwie. Bolaly mnie nogi jakbym miala ciezkie zakwasy, ledwo sie ruszalam. Cala polamana w kosciach ruszylam na pozukiwanie sniadania.
Trafilismy na hotel z fantastycznym szwedzkim stolem i wifi. Za oplata mozna bylo skorzystac. Mieli sniadania tajskie, czyli makaron, warzywa, kurczaka, mieli tez europejskie platki, jajecznice, tosty itp. Do tego caly stol z arbuzem, ananasem, pitahaja. Normalnie w domu sniadaniem mozna mnie straszyc, ale kiedy duzo chodze, moge wsunac konia z kopytami i przegryzc krowa z rogami. Miejsce idealne dla mnie.
Zaczelam googlowac, czy od poparzecnia slonecznego moga bolec miesnie. Otoz moga. Zagadka wyjasniona. Moze dojsc do takiego poparzenia, ze az miesnie dostaja w kosc. Po sniadaniu poszlismy od razu na plaze. A raczej W szedl, a ja sie staralam.
Polozylismy sie wysoko w cieniu palm, od razu sie nasmarowalam jeszcze mocniej. Niestety slonce padajace pod tym katem jest silniejsze niz filtr.

System jest taki, ze na plazy znajduja sie tory wodne dla motorowek, jetski itd. Zajmuja one wiekszosc plazy, kapac wolno sie tyko w wyznaczonych obszarach. Dlatego woda wyglada na taka pusta, po prostu wszedzie jest zakaz. Oczywiscie musialam pojsc na jetski, bo nie bylabym soba. Polecam kazdemu, 150 zl za 30 min, ale oplynelam nim cala zatoke. Przy okazji sprawdzilam, czy moze widac gdzies ladniejszy zakatek plazy, ale niestety nie. Ilosc jetski i motorowek musi raczej denerwowac wlascicieli luksusowych jachtow, ktore staly na kotwicy dalej w zatoce, jednak to halas.

Gdy dostawalam swoj skuter, pan mnie pouczyl, ze jest nowy, no bum, ok? Ok. Podpisalam jakas zgode, kartka A4 tekstu po angielsku, juz nie pamietam co tam bylo, ale koles nie chcial ode mnie zadnego dowodu tozsamosci. Normalnie wszedzie wymagaja numeru paszportu, a tu nic. Podpisalam sie imieniem, nie podalam nawet za bardzo swoich danych, ani miasta ani nic. Ot kolejna Anna Kowalska z Polski i szukaj wiatru w polu. W mowil mi, ze trzeba uwazac, bo czytal, ze oni czesto twierdza, ze ktos jednak mial bum i chca duzo kasy. Widzialam taryfikator kar, kwoty sa duze. Bylam na jetski dwa razy i nic sie nie stalo, nie mialam nieprzyjemnosci, ale widzialam raz scene u innego wlasciciela, ze chcial wolac policje. Strasznie sie klocil z ludzmi, oni twierdzili, ze nic nie zrobili, a on dzwonil po policje, ze mu obtlukli skuter. Nie mam pojecia kto mowil prawde.
Na zdjeciu powyzej widac taka zagrode do kapania. Powiedzmy, ze jest wystarczajaca. Woda byla ciepla, a to najwazniejsze. Fale byly tak mocne, ze nie mialam odwiecznego problemu z zanurzeniem sie, przewracaly mnie nawet, gdy woda byla po kostki.
Jakos tak sie zlozylo, ze w mojej glowie tsunami bylo po drugiej stronie wybrzeza. Idac na plaze minelam pelno znakow dotyczacych ewakuacji. Aahhh, to jednak tsunami sa tu, po tej stronie :D cudownie. Nie dosc, ze raj, to jeszcze bezpieczny.

Przy plazy znajdowala sie restauracja hinduska i W nalegal, zeby tam pojsc. Mieli cudowne wifi, wiec nie prostetowalam za bardzo, gdy chcial tam w sumie isc codziennie. Pod wzgledem jedzenia mozna na nich liczyc, miski beda sie przelewac, bedzie zawsze menu bez miesa. Chcialam natomiast sprobowac smakow Tajlandii, ale bardzo szybko sie przekonalam, ze to glownie smak malych kawalkow miesa niewiadomego pochodzenia, smazonych na grillu przy ulicy. Nietore mialy jeszcze lapki i ogon.
Musialam uzupelnic zapas chusteczek do nosa, poniewaz katar nie odpuszczal. Nadal mialam zatkane lewe ucho, ale przynajmniej prawe puscilo. Weszlismy do sklepu, mieli tam bardzo ciekawe rzeczy. Czapki ze swietnymi napisami.
Po sklepie zaszlismy do jednej z licznych agencji turystycznych. Przed wejsciem trzeba bylo siagnac buty. Pani mowila troche po angielsku, wiec sie dogadalismy. Pokazalismy jej, na ktory lot ma nam kupic bilet, potem zaczelam pytac o wycieczki na wyspy Phi Phi. Sa rozne, z roznym skladem. Chcialam znalezc taka z 4 wyspami i snorkelingiem. Przewaznie sawyieczki na 3 wyspy, 4 wyspy, na wyspe Jamesa Bonda jest zawsze osobno. Sa tez dwie wersje, wyjazd o 5 i o 7 rano. Cena 3200batow/os, ale poniewaz kupilismy bilet, to dla na byla special price, 1200 batow (120 zl). Umowilismy dzien, podalismy hotel. Duzo lepsza oferta niz pierwszej pani z agencji.
Dostalismy ulotke z programem. Od razu zobaczylam, ze z listy przeciwwskazan do brania udzialu tylko nikt nie jest w ciazy. Ale bez przesady, to nie wyprawa w gory. Wracajac kupilsmy swiezo ciete owoce. Po to jezdze na wakacje, dla owocow.
W dniu wycieczki wstalam totalnie nieprzytomna. Zamiast sandalow ubralam klapki, cos tam jeszcze nie tak zrobilam, juz sama nie pamietam. Mialam sie ubrac inaczej, ale wskoczylam w pierwsze rzeczy pod reka. Zeszlismy na dol, do holu hotelu i czekalismy na busa. Podjechalo ich kilka, ale kierowcy maja listy z nazwiskami.
Bus byl wygodny, klimatyzowany. Akurat motoryzacja jest w Tajlandii na wysokim poziomie. Samochody sa nowe, w dobrym standardzie. Mam wrazenie, ze gdyby ktos ukradl motor, to nawet nikt by nie zauwazyl, bo to tak tania sprawa. Doslownie walaja sie po tych ulicach jak rowery w Kopenhadze.
Najpierw zabrano nas do przystani, gdzie dostalismy po toście, kawie, herbacie i zostalismy wprowadzeni w BHP. Glownie kladziono nacisk na jeżowce. Za panem, ktory robil wyklad, znajodwaly sie plansze z roznymi czesciami ciala poprzebijanymi iglami. Kazdy z nas dostal na nadgarstek 'GPS', dzieki ktoremu nasza firma (V. R. Family) bedzie mogla nas znalezc. Okazala sie to byc blekitna wloczka na nadgarstek. Nastepnie wsiedlismy do naszej lodzi, dzieci na srodku, reszta na boki, i ruszylismy w trase. Na pierwsza wyspe, Phi Phi Leh, plynie sie okolo godzine. Na szczescie wody byly spokojne, bo w razie zlej pogody, wycieczka moze zostac odwolana.

Nasza lodz wcisnieto miedzy inne i moglismy zejsc. Wyladowalismy na plazy, na ktorej krecono Niebianska Plaze i kiedys stal na niej Leonardo di Caprio. Jego imie bylo na kazdej ulotce, odbijalo sie szerokim echem po plazy, gdzies byla tez tablica pamiatkowa.
Tlum byl ogromny, ciezko bylo sie zmiescic. Ja znalazlam sobie pusty kawalek wody i poszlam sie wykapac.

Plazy pilnowal czarny kocur. Wszyscy chetnie go glaskali i karmili. Ja na widok dzikich kotow slysze w glowie tylko 'toksoplazmoza', wiec nawet nie podchodzilam.
O ustalonej godzinie zebralimy sie pod swoja lodzia. Proponuje zrobic jej zdjecie, bo one wszystkie sa bardzo podobne i ciezko znalezc potem. Nastepnie przeplynelismi kolo Groty Wikingow. Wikingowie sa tylko w nazwie oczywiscie, grota sluzy jako hodowla ptakow do zbierania jadalnych jaj. Wyszlo slonce, wiec woda nabrala faktycznie turkusowego koloru.
Nastepny przystanek to plaza małp. Nie stawaliśmy na niej, ale oglądaliśmy małpy z łodzi. Niektore wycieczki oferuja przystanek na plazy, ale czytalam, ze jest to doslownie 5 minut, wiec nie ma sensu szukac wycieczki specjalnie z postojem tam.






Zauwazylam, ze inne lodzie podplywaly blisko, a ludzie probowali karmic malpy. Jak kto chce, ale generalnie przed tym sie ostrzega, bo malpy moga zarazic wscieklizna. Wyplynelismy z zatoczki i zaraz za zakretem wzyscy dostali po kapoku i masce do nurkowania. Kupilam sobie wczesniej  pokrowiec na telefon do nurkowania. Byl calkiem w porzadku, nie przeciekal, ale nie byl iealny do robienia zdjec pod woda. Ciezko operowac ekranem dotykowym pod woda. Ustawilam robienie zdjec przyciskiem glosnosci, aparat moge wlaczyc przyciskiem ekranu startowego, ale niestety ustawianie ostrosci to juz zabawa. Aparat reaguje na ruchy wody, zdjecia nie wyszly tak ostre, jak bym tego chciala.

Slynne jezowce z iglami.
Caly czas plywaly przy nas sliczne zolte rybki.
Moje ulubione zdjecie, przepraszam, ktora godzina?

Nastepnie popylnelismy na kolejna wyspe. Slonce schowalo sie za chmurami, co nam bardzo pomoglo, poniewaz byla juz najgoretsza godzina.
Nasza lodz zostala wcisnieta miedyz pozostale. Bylam pewna,ze to niemozliwe, wygladalo to tak, jakby nic sie juz nie moglo miedzy nimi zmiescic, a oni po prostu plyna dziobem miedzy inne lodzie, az je przepchna. Na plazy trzeba bardzo uwazac, zeby nie nadepnac na kotwice.
Na tej wyspie mozna zostac na noc, aczkolwiek kompleks budynkow nie powala pieknem, poza tym sa tam tlumy turystow.
Czekal tam tez na nas gotowy szwedzki stol na duzej stolowce (po lewej). Byl calkiem przyzwoity, mieli opcje bez miesa.


Obok stolowki znajdowal sie sklep z pamiatkami, kupilam na nim krzywo wyciete magnesy do lodowki. Zawsze przywoze sobie magnesy, jestem jedna z tych osobk, ktore maja lodowke w magnesach. Nic ciekawego poza tym nie bylo, ale mozna wyslac interesujace pocztowki.
Nastepnie poplynelismy na ostatni juz przystanek, na plaze na Phi Phi Don. Od razu przy plazy znajduja sie stargany i grille z owocami morza.



Za straganami wychodzi sie na plaze, ktora ma wode po dwoch stronach. Po prawej parkuja lodzie, po lewej nie. Piasek jest bialy, pewnie dlatego woda jest taka blekitna, bo zolty piasek nie zmienia jej koloru.
Weszlam do wody i chodzilam miedzy stadami zoltych rybek. Byly doslownie wszedzie, nie baly sie turystow. Bylam oczarowana az na moich oczach jedna podplynela do mnie szybko i mnie ugryzla. Wtedy zrozumialam, ze one gryza, a mam wokol siebie ich setki. Tego bylo za wiele i wyszlam na plaze.

Na plazy lezalo pelno muslzi i zwapnialych roslin morskich.
Gdy szlam do swojego recznika, podeszla do mnie kobieta i spytala czy mowie po angielsku. Powiedzialam, ze tak. Wyjasnila, ze ma ze soba wycieczke szkolna i chce zmusic dzieci do rozmawiania angielsku, wiec chcialaby, zebym pozwolila sobie zadac kilka pytan i to przed kamera. No dobra, czemu nie. Niesmiale dzieci pytaly skad jestem, co tu robie, czy mi sie podoba. Fajne maja te wycieczki szkolne, nie wiem skad sa, bo nie chcialam ich stresowac bardziej pytaniami od siebie. Moje wycieczki szkolne z pewnoscia tak nie wygladaly.
Akurat kiedy mielismy sie zbierac, zepsula sie pogoda. Zaczelo porzadnie padac, gdy odplywalismy.
Po powrocie bus porozwozil nas do naszych hoteli. Kolejne dni mijaly nam na lezeniu na plazy, czytaniu ksiazek. Dalej szukalam jakiejs tajskiej kuchni. Weszlismy do tej samej knajpy, w ktorej zjedlismy swoj pierwszy posilek. Podali nam cos, co bylo raczej srednie, zle wydali reszte. Trudno, tak bywa, pomyslalam. Poszlismy nastepnie w strone plazy. Zaczelam czuc, ze mnie cos drapie w gardle. Zrzucilam to na jedzenie, pewnie podrapalam gardlo czy cos. W ciagu godziny wiedzialam juz, ze bede chora. W niestety czul to samo. Nie widzialam jeszcze nigdy choroby, ktora atakuje w ciagu doslownie minut, ale dopiero co skonczylam brac antybiotyk 3 dni wczesniej, wiec wiedzialam doskonale, co sie dzieje. W nigdy nie choruje tak ciezko jak ja, on generalnie rzadko choruje. Staralam sie o tym za duzo nie myslec, wyraznie gosc zarazil nas czyms w swojej kiepskiej restauracji, ale slonce moze to z nas wygrzeje. Niestety nie wygrzalo i leczylam to przez kolejny miesiac. Nadal mi katar nie przeszed, ale wzielam pod rzad trzy rozne antybiotki i po prostu nikt mi juz nic wiecej nie da. Katar i kaszel byly do przezycia, W poszlo w oskrzela, mi sie rzucilo na migdalki. Nie moglam przelykac. Straszne chorobsko, ktore dalo na obojgu mocno w kosc. Niestety widac po tym, ze Phuket nie jest bezpieczne pod wzgledem jedzenia.
Zamowilismy sobie taksowke na powrot. Kierowca byla kobieta, bardzo mila i mowila po angielsku. Sporo sie od niej dowiedzielismy. Przede wszystkim powiedziala, ze ulewy o tej porze nie sa normalne, bo pora deszczowa dawno minela. A padalo codziennie. Raz zastala nas ogroma ulewa w restaruracji i zaden taksowkarz nie chcial nas wziac. Jeden nas podwozl niedaleko hotelu, ale nie do konca, bo wszystkie uliczki niemal sa jednokierunkowe i trafienie tam wymaga duzego objazdu na okolo. Zaplacilibysmy, ale im sie nie chcialo po prostu. W innych czesciach Tajlandii w styczniu spadl snieg, gdzie normalnie tam nie ma nigdy sniegu. Tocza rozmowy z rzadem na temat zanieczyszczenia srodowiska odkad klimat zaczal sie zmieniac, ale takiego sezonu, to jeszcze nie widzieli. Z reszta, czytalismy, ze wtedy spadl tez snieg na Saharze. Cos jest na rzeczy.

Na lotnisku znowu przeszlismy przez pelna odprawe paszportowa, patrzenie w kamerke, wypelnianie kart. Tym razem lecielismy Thai Lion. Nie znalam tej linii, lot kosztowal razem z bagazem 120zl/os. To byl lot krajowy, to nie spodziewalam sie cudow, wie jak weszlam na poklad, to bylam w szoku. Standard samolotu byl naprawde wysoki. Wygodne siedzenia, telewizory, klimatyzacja, mila obsluga. To byl normalny dreamliner z trzema rzedami siedzen, w cenie Wizzaira. Lot byl krotki, wiec nie zdazylam nawet do konca obejrzec filmu. Cos wybralam z listy, aczkolwiek byla ona bardzo taka 'przyjazna rodzinie', zadnych drastykow, wszystko odpowiednie dla 10latkow. Wyladowalismy w Bangkoku na lotnisku krajowym na szczescie, wiec odprawa paszportowa nie trwala za dlugo.

Pare dni temu wyczytalam, ze wladze Tajlandii postanowily zamknac niektore wyspy Phi Phi dla turystow ze wzgledu na dzikie tlumy, jakie tam przyplywaja i ich wplyw na srodowisko. Ostanio mawiam, ze spieszmy sie zwiedzac swiat, tak szybko go zamykaja. W ciagu ostatnich kilku lat zamknieto kilka miejsc, do ktorych chcialam pojechac, zniszczono swiatynie, ktore chcialam zobaczyc.

W nastepnym odcinku: Bangkok
- co mozna wywnioskowac z reklam kierowanych do kobiet w metrze?
- czy na tym lotnisku mozna sie nie spoznic?
- urocze ladyboys
- najwiekszy szwedzki stol, jaki mozna sobie wyobrazic
- czy da sie przezyc po zjedzeniu duriana?
- zakupy, zakupy, zakupy

11 komentarzy :

  1. Piękne plaże ☺ Ja też zawsze z podróży przywożę magnesy na lodówkę 😀

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę się napatrzeć na tak cudne zdjęcia i miejsca. Nigdy tam nie byłam i nie wiem czy będę, ale chętnie będę wracała do tego wpisu aby popatrzeć co za cuda tam są! Mega wspomnienia ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że pomimo początkowych trudności, udało Ci się zobaczyć coś fajnego. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zobaczylam duzo fajnego, po prostu patrzylam przez okulary nie te, co trzeba ;)

      Usuń
  4. Bardzo interesujący post, aż miło poczytać :) Jak zwykle śliczne zdjęcia i masa inspiracji u Ciebie! Zawsze jak zaglądam na Twojego bloga, to znajdę coś nowego i pomysłowego :)

    Pozdrawiam i zapraszam do oglądania nowych wzorów innowacyjnych kocyków dla dzieci z wielowarstwowej bawełny - tym razem w kotki :) https://edreamsstyle.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię takie posty o podróżach, bo można zobaczyć rzeczywistość inną, niż tą pokazywaną przez Google właśnie. Choć kierunki azjatyckie mnie osobiście jakoś nie ciągną. Przeraża mnie właśnie temat jedzenia i "czystości".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety, zapas lekow jest konieczny, nawet w czystych krajach, bo maja po prostu inne drobnoustroje niz my

      Usuń
  6. Jaki cudny kolor wody! Tak bym poleżała na piasku w takich klimatach. Fajny post.

    OdpowiedzUsuń